Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza: Melodramatycznym historiom autorzy scenariusza nadali rangę uniwersalnej opowieści. To „Ballada” o odchodzeniu świata takich wartości, jak honor, lojalność, przyjaźń i wierność. O utraconym raju dzieciństwa. O chłopcach, dla których wzorem na całe życie pozostał Winnetou, bohater NRD–owskich filmów według Karola Maya. Kiedy są już dorosłymi, zatwardziałymi przestępcami, wciąż zastanawiają się, jak na ich miejscu postąpiłby bohaterski wódz Apaczów. W rewelacyjnej ostatniej scenie wszyscy siadają do stołu, aby uczestniczyć w stypie po minionym świecie, żywi pospołu z umarłymi. Te wypominki mają siłę współczesnych „Dziadów”.
Małgorzata Matuszewska, Gazeta Dolnośląska: Prawie każde miasto ma taką dzielnicę pełną cudów - brzydką i zaniedbaną, w której toczy się barwne, intensywne życie. Nie każde miasto ma taki teatr, jaki ma Legnica. Teatr, który uważnie i z czułością przygląda się swojemu miastu. "Ballada o Zakaczawiu" ma podstawowe zalety dobrego przedstawienia: pomysł na opowiadanie i z życiem poprowadzone dialogi, bardzo dobrze zakomponowaną przestrzeń starego kina (wykorzystano nawet stare kroniki filmowe i kawałek filmu o Winnetou!), świetną ilustrację muzyczną i dobre zespołowe aktorstwo.
Joanna Michalak, Konkrety: To grzech być legniczaninem i nie obejrzeć "Ballady o Zakaczawiu". Nostalgiczna opowieść o najbarwniejszej dzielnicy miasta, po wielu latach przygotowań, doczekała się teatralnej premiery. Na deskach nieczynnego kina "Kolejarz" Teatr im. Heleny Modrzejewskiej przypomniał legendarne postaci, które kiedyś znało całe miasto.
Janusz R. Kowalczyk, „Rzeczpospolita: Powstała przyprawiona nutką nostalgii intrygująca wizja świata, którego już nie ma. Z ponadczasowymi historiami brawurowych skoków, nieszczęśliwych miłości, trudnych wyborów, rozstrzyganych za pomocą pięści albo i noża. To także pokaz zawikłanych losów tej części Śląska, gdzie mieszały się wpływy rozmaitych kultur i obyczajowości: polskiej, niemieckiej, żydowskiej, a w końcu rosyjskiej, w jej radzieckim wydaniu.
Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza: Dzięki filmowemu montażowi trzy godziny przedstawienia mijają jak ekscytujący seans, podczas którego nie ma czasu spojrzeć na zegarek. Aktorzy uwijają się jak diabły w piekle, nie gubiąc przy tym uczuć i sensów. Bardzo dobrzy są Przemysław Bluszcz jako Benek, gangster i sportowiec, i Katarzyna Dworak jako Janina Dębówna, narratorka przedstawienia, taksówkarka z Bytomia.
Wojciech Majcherek, Teatr: Opowieść o Benku (bardzo dobra rola Przemysława Bluszcza), która jest osnową przedstawienia, ma oczywiście konwencję podmiejskiej ballady (trochę komicznej, trochę lirycznej), zawiera w sobie legendę, której prawdy czy fałszu nie należy dociekać, bo przecież nie o to chodzi. Najważniejszy jest mit bohatera, który zginął i miejsca, które też straciło dawny charakter. Bo "Ballada o Zakaczawiu", jak to ballada, kończy się smutno. Finałowa scena przedstawienia, która rozgrywa się współcześnie, ma coś z klimatu "Naszego miasta" - większość bohaterów nie żyje, opowiadają o swoich przedśmiertnych losach.
Mariusz Urbanek, Odra: Skromnymi siłami legnickiego teatru (większość aktorów gra po kilka ról) stworzony został kolejny spektakl, którym Jacek Głomb wyprowadził swoich aktorów z teatralnego pudełka. Po Szekspirze, wystawionym na zamkowym dziedzińcu, po "Złym" Tyrmanda, granym w fabrycznych halach, powstał spektakl nazwany "Zły II", który błyskawicznie obrósł legendą.
Roman Pawłowski, Gazeta Wyborcza: Nie słyszałem jeszcze w polskim teatrze tylu języków i akcentów naraz: oprócz polskiego brzmi tu gwara śląska, rosyjski oraz łamana ruszczyzna, za pomocą której Polacy załatwiają interesy z żołnierzami. Jest też gwara lwowska, którą mówią repatrianci, a także pojedyncze niemieckie słowa, które wtrąca jeden z bohaterów, emerytowany kościelny z parafii ewangelickiej. Autorzy „Ballady” zamknęli w języku pół wieku powojennej historii ziem zachodnich.
Łukasz Drewniak, Przekrój: „Ballada o Zakaczawiu", czyli powojenna kronika jednej z legnickich dzielnic, dokonuje mityzacji przeszłości. Trochę tu Grzesiuka, trochę Tyrmanda. W skundlonym świecie resztki honoru mają tylko drobni złodziejaszkowie wychowani na filmach indiańskich. W spektaklu zaprocentowały efekty długoletniej pracy Głomba z tym samym zespołem, jasne określenie stylistyki teatru, coraz precyzyjniejszy wybór repertuaru. To dlatego aktorzy z Legnicy oddychają pełną piersią, tworzą galerię wiarygodnych postaci.
Małgorzata Wilczewska, Didaskalia: Spektakl pointuje wyraźny symboliczny i konsolacyjny akcent. Przy dużym stole gromadzą się bohaterowie przedstawienia, aby wspominać wszystkich prawdziwych mieszkańców dzielnicy. Źli zostają potępieni - niewierna żona Benka, która zdradziła go wyjeżdżając na Zachód, nie zostaje przyjęta do grona biesiadników - inni zachowują łaskawą pamięć. Wspólnota feruje moralne wyroki - dawni bohaterowie, choć zbóje, są dobrzy, ci, co przyszli po nich, są już źli. Proste, jak to w balladzie.
Kalina Zalewska, Dialog: Opowieść nie aspiruje do obiektywizmu, przejawia raczej mitologizujące tendencje. O jej urodzie stanowi język, a właściwie kilka jego odmian: polski z rosyjskimi końcówkami, którym Polacy porozumiewają się z Rosjanami, rosyjski, śląski, którym dzieje Zakaczawia opowiada jeszcze jedna przyjezdna, narratorka sztuki. Siłą tej historii są oryginalni bohaterzy i prawdziwy etniczny tygiel, przeczący oficjalnej i propagandowo jednolitej historii powojennego państwa. Twórcom, którzy zdołali odtworzyć, a może powołać do życia lokalną mitologię, udał się akt zwrócenia mieszkańcom Legnicy zaanektowanej tożsamości. Gest w istocie bezcenny, zwłaszcza w mieście o tak trudnej historii.
Artur Guzicki, Konkrety: "Ballada o Zakaczawiu" to opowieść o legnickiej "dzielnicy cudów". Jej scenariusz powstał w dużej mierze na podstawie wspomnień mieszkańców miasta, którzy podzielili się z autorami swoimi opowieściami o dzielnicy, jej życiu i mieszkańcach. Spektakl opowiada historię miasta widzianą z perspektywy grupy przyjaciół ocierających się o miejscowy półświatek. Wyreżyserowane przez Jacka Głomba przedstawienie uznano za najważniejsze wydarzenie kulturalne ubiegłego roku na Dolnym Śląsku.
Łukasz Drewniak, Tygodnik Powszechny: Dawno nie czułem się na widowni tak bezpiecznie, tak swojsko. Rozpoznałem w tym przedstawieniu coś bardzo sobie bliskiego, znajomego - na przemian to wybuchałem śmiechem, to się wzruszałem, czułem, że teatr z Legnicy chce zaprosić mnie do rozmowy o czymś, o czym od wielu lat chciałem porozmawiać.
Grzegorz Żurawiński, e-teatr.pl: Dzięki balladowej narracji powstał spektakl, w którym lokalne mitologie łączą się z historią Polski. Jest w nim charyzmatyczny przywódca półświatka, którego idolem jest Winnetou z oglądanego w kolejowym kinie filmu, jest femme fatale, są romanse, wielkie miłości, awantury, pijatyki i i bijatyki, trochę polityki, no i specyficznie legnickie tło, jakim są stacjonujący w mieście radzieccy żołnierze. Całość doprawiona jest sporą dawką humoru, ale przede wszystkim liryzmu i czułości wobec bezpowrotnie odchodzącego w przeszłość świata najprostszych wartości takich, jak: honor, lojalność, przyjaźń, wierność.
Krzysztof Kucharski, Polska Gazeta Wrocławska: Spektakl zawojował całą Polskę, powstała jego telewizyjna adaptacja, którą wyreżyserował były legniczanin Waldek Krzystek. Miała rekordową oglądalność. Głomb za to przedsięwzięcie zgarnął najbardziej prestiżową dla reżysera nagrodę im. Konrada Swinarskiego. Spektakl w balladowym rytmie opowiada o codziennym życiu bandy Benka Cygana. Buduje lokalną legendę w sposób efektowny, ale odległy od telewizyjnych klipów, ówczesnych i dzisiejszych mód teatralnych. Zresztą teatr legnicki nigdy nie oglądał się na mody. Dlatego ma taką pozycją, jaką ma.