Marat/Sade

"Męczeństwo i śmierć Jean-Paul Marata przedstawione przez zespół aktorów przytułku w Charenton pod kierownictwem pana de Sade"

Peter Weiss

Leszek Pułka, Dziennik: Marat, de Sade, to manekiny z muzeum figur woskowych. Więc nie rozmowa o przebrzmiałych ideach zachwyca w spektaklu Raczaka, lecz jego zmysłowość. Świetne kostiumy i wyrazistość postaci. Wrzące pod makijażem aktorów mięśnie i emocje. Dudnienie krwi, które słychać, podobnie jak oddechy widzów. Teatrzyk w przytułku szaleńców miał tylko odtworzyć scenę zamordowania Marata przez Karolinę Corday. W istocie każdy z bohaterów odbudowuje w nowej dla siebie sytuacji uczucia, namiętności, instynkty. Wybuchom furii towarzyszy tresura. Erotycznym ekstazom - zimny prysznic.

Jolanta Kowalska, Teatr: Lech Raczak sięgnął po "Męczeństwo i śmierć Jeana Paula Marata..." z pełną świadomością, że tekst Petera Weissa nie przekłada się już w prosty sposób na polską teraźniejszość. Owszem, pytanie: "co się stało z naszą rewolucją", wciąż brzmi gorzko, zdarza się jeszcze rozdzieranie szat nad zdradą ideałów i upadkiem zasad, niemniej stało się jasne, że demokracja w praktyce ma dużo mniej seksapilu niż na sztandarach. Wolność straciła powab retorycznych uniesień, a Marat i de Sade nie są już wzorcami bohaterów (czas trybunów ludowych i czas wielkich indywidualistów póki co minęły). Raczak zaryzykował więc naprawdę sporo, biorąc na warsztat dzieło Weissa. Zrobił to, by przyjrzeć się tej opowieści z perspektywy cmentarzyska wielkich utopii (jakim był wiek dwudziesty) i sprawdzić, ile ta lekcja daje nam dziś. Na pierwszy rzut oka widać, że przedstawienie nie będzie zbiorem wypowiedzi na aktualne tematy. To naprawdę przyzwoicie wystylizowana epoka napoleońska, bez aluzyjnej kontrabandy i politycznych zaczepek. Tym, co w spektaklu przemawia najsilniej, jest żywioł teatralności - uwalniany od razu z burzliwą energią, rozpanoszony od parteru widowni (z której wymontowano fotele) aż po kryształowy żyrandol na suficie.

Katarzyna Kamińska, Gazeta Wyborcza Wrocław: Spektakl Raczaka, inscenizowany prosto i bez efekciarstwa, to genialnie zorganizowana scena zbiorowa. Zespół udźwignął wielowarstwowość dramatu Weissa: świetnie wypadł Tadeusz Ratuszniak w roli Wywoływacza, Paweł Wolak jako de Sade, całość napędzał Chór (Katarzyna Dworak, Paweł Palcat i Małgorzata Urbańska). Docenić należy najmniej efektowną, za to szalenie spójną kreację Marata w wykonaniu Rafała Cielucha. Każdy z aktorów bardziej był na scenie, niż grał, oddając się uciechom i lękom szaleńców. Raczak stworzył spójny, na poły boleśnie dosłowny, na poły wizyjny spektakl o ludzkim szaleństwie w obliczu rewolucji, o naturze, seksualizmie, który ostatecznie góruje nad kulturą, także o wyblakłych ideach pozostających jedynie w pamięci oszukanego ludu. Wreszcie o tym, że rewolucja staje się narzędziem, którym jej sprawcy nie potrafią się posługiwać.

Krzysztof Kucharski, Polska Gazeta Wrocławska: Reżyser zbudował swój spektakl z niezwykłą precyzją. Każdy detal, najdrobniejszy ruch jest dokładnie przemyślany, narastający rytm, tempo, pauzy na absolutnej ciszy, po których padają istotne kwestie – to wszystko sprawia, że przez bite półtorej godziny widzowie są maksymalnie skupieni. Bardzo istotnym elementem przedstawienia jest grana na żywo muzyka budująca klimat i wzmacniające inscenizacyjne efekty. Podejrzewam, że trudno byłoby tę inscenizację Raczaka zrealizować w jakimś innym teatrze. To bardzo ważny spektakl w historii legnickiej sceny.

Grzegorz Żurawiński, Legnicka Gazeta Teatralna @KT: Fascynujące jest śmiałe czerpanie inspiracji z malarstwa (od słynnej "Śmierci Marata" Davida, po "Wolność wiodącą lud na barykady" Delacroix'a), ale i z filmów Louisa Bunuela ("Widmo Wolności", "Anioł zagłady"). Tempo, przepych inscenizacyjny i scenograficzny, sceny jak z koszmaru szaleńca - przerażające i pociągające jednocześnie. Podobne, jak u hiszpańskiego filmowca są też zabiegi inscenizacyjne: doprowadzanie sytuacji egzystencjalnej do ekstremy, aby wydobyć z niej cały absurd, przedstawianie świata jako źle funkcjonującego, zaatakowanego chorobą organizmu i obserwowanie go z perspektywy chłodnego, zdystansowanego badacza, wizjonerstwo i wyobraźnia budowana w szeregu sekwencji onirycznych, malarskich i halucynacyjnych.

Czas trwania: 100 min.

przekład: Andrzej Wirth
reżyseria: Lech Raczak
scenografia: Piotr Tetlak
kostiumy: Ewa Tetlak
muzyka: Katarzyna Klebba, Paweł Paluch

Pan de Sade: Paweł Wolak
Marat: Rafał Cieluch
Simona Evrard: Anita Poddębniak
Karolina Corday: Magda Skiba
Duperret, członek parlamentu, żyrondysta: Grzegorz Wojdon
Jakub Roux, były ksiądz, obecnie radykalny socjalista: Zbigniew Waleryś / Robert Zawadzki
Śpiewacy: Katarzyna Dworak, Paweł Palcat, Małgorzata Urbańska
Pacjenci: Magda Biegańska, Łukasz Węgrzynowski / Mateusz Krzyk
Wywoływacz: Tadeusz Ratuszniak
Siostra zakonna: Zuza Motorniuk
Coulmier: Bogdan Grzeszczak
Żona Coulmiera: Gabriela Fabian / Joanna Gonschorek
Pielęgniarz: Dariusz Majchrzak / Robert Gulaczyk
statyści: Mariusz Sikorski (Pielęgniarz), Malwina Rusów (Córka Coulmiera), Żaklina Małolepsza / Katarzyna Gawińska / Izabela Komsta (Widmo Wolności)
muzycy: Jan Daniluk (klarnet), Andrzej Janiga (fishharmonia), Amadeusz Naczyński (instrumenty perkusyjne), Bożena Rodzeń-Jarosz (wiolonczela) 

inspicjent/sufler: Mariusz Sikorski